Pamiętam, jak na początku mojej „przygody” z chorobą poznałam Panią Anię. Zapamiętam ją na długo. Otóż, była to starsza osoba, w wieku może lat 60-sięciu, szczupła i sprawna fizycznie ( poruszała się zupełnie samodzielnie i na pierwszy i drugi rzut oka – była osobą zdrową ). Ale okazało się, że miała stwardnienie rozsiane. Ba, opowiedziała mi, że jakiś czas przed tym, jak się poznałyśmy, przez pięć (!) lat jeździła na wózku inwalidzkim. Do momentu, aż jakieś życiowe zawirowania spowodowały, że musiała wziąć się za siebie i stać się osobą bardziej samodzielną. Zaczęła się rehabilitować i powoli odstawiła wózek.
Jej osoba stała się dla mnie przykładem na cięższe czasy. Przykładem, że nic nie musi być nam odebrane raz na zawsze. Że warto o siebie walczyć…
Z mojego długiego doświadczenia wynika, że musimy kolekcjonować takie dobre przykłady, pamiętać o ludziach, którym się udało, pamiętać o sytuacjach, w których udało się nam samym.
Od momentu poznania Pani Ani minęło już kilkanaście lat. W międzyczasie dołączyłam do mojej „Kolekcji dobrych przykładów” jeszcze kilka osób i niemałą liczbę własnych przeżyć.